Zwyczaje i obrzędy

Zwyczaje kościelne

Matki Boskiej Gromnicznej

Bardzo znaczącym świętem w karnawale każdego roku jest święto Matki Boskiej Gromnicznej, przypadające 2 lutego. Kilka dni przed tym świętem, nasze matki i młode mężatki, a nawet wdowy starały się, aby każda posiadała porządną, długą gromnice. Te, które miały zużyte lub za krótkie, nabywały na olkuskim rynku gromnice nowe, duże. W dniu święta ubierały je w białe kokardki z przybraną mirtą i szły pieszo do przegińskiego kościoła na sumę. Kobiety z takich miejscowości jak: Olewin, Osiek, Kosmolów, Sieniczno, Wiśliczka, Zadole i Zimnodół, z rodzin posiadających konie, jechały ładnie przybranymi konikami na sankach. Te kobiety, w rodzinach których nie było koni, były zabierane na sanki przez sąsiadów i znajomych. Od Sieniczna, szerokim królewskim gościńcem jechało na saniach pełno kobiet, do których przed kowalem dołączały sanki kosmolowian i zadólan. Dwieście metrów dalej, na krzyżówce tuż obok Kaczmarówki dojeżdżali osiecanie i zimnodolanie. Przez kilkanaście minut każdego, o tej porze i tego dnia roku, jechały do przegińskiego kościoła wspaniałe sznury naszych matek, żon, wdów, i nieślubnych kobiet, które w tych sznurach powożone przez mężów, ojców i synów, trzymały wysoko udekorowane gromnice.

Po zakończonej sumie i poświęceniu gromnic przez dawnych naszych proboszczów, ks. Banasińskiego, Sokołowskiego i Cybo, wszystkie uczestniczki tego święta powracały do swych domów. Tam zapalonymi świecami robiono krzyże dymne na górnej futrynie drzwi wejściowych, a także na środkowym stragażu sufitu, nazywanego w tamtych latach powałą. Następnie na jedną dobę wstawiano przyniesioną świecę do głównego okna. Poświęcona świeca przez cały rok miała chronić rodzinny dom i całą zagrodę przed nawałnicami burz, deszczowych ulew i innych huraganowych klęsk. W takich razach zawsze zapalano poświęconą świecę i wstawiano w główne okno domu. W razie śmierci któregoś z domowników podawano zapaloną gromnicę do ręki konającemu. Zapalano ją również obok zmarłego w dniu jego pogrzebu. W dniu święta Matki Boskiej Gromnicznej nie wolno było we wsi urządzać żadnych zabaw czy wesel. Nawet w rodzinach, w których nazajutrz miało się odbyć wesele młodej pary, trzeba było wstrzymać się tego wieczoru od urządzenia „dobranocy”, nazywanej także „postochą”. Takie były w tamtych latach tradycje i „regulaminy” Kościoła w dniu święta Matki Bożej Gromnicznej.

 

Ostatki

Ostatki każdego roku bywały bardzo wesołe, piękne, a w niektórych rodzinach nawet i szumne i chociaż ludzie z naszej wsi żyli ubogo, biednie i w niedostatku, to jednak w dniach ostatek, przypadających w ostatnie dni karnawału, schodzono się do swoich rodzin, przyjaciół, sąsiadów, kumotrów i znajomych, gdzie wspólnie się zabawiano, spędzając radośnie ostatkowe wieczory. W każde ostatki sankowano się po wsi całymi rodzinami, a także wyjeżdżano na bliższe i dalsze wioski do rodzin i przyjaciół, gdzie w zwartych gronach spędzano mroźne, śnieżne i niekiedy bardzo dokuczliwe ostatkowe wieczory.

Popielec, chociaż nie był świętem kościelnym, to jednak dnia tego starano się, aby z każdej rodziny po kilka osób, a co najmniej po jednej uczestniczyło w popielcowych rozważaniach w kościele, które to jednak uroczystości odbywały się zawsze rano o godz. 8.30. Dla osób, które z różnych powodów nie mogły tego dnia brać udziału w kościele, przynoszono do domu popiół, przeważnie w książeczkach do nabożeństwa, którym posypywano głowy domownikom rodziny.

Pierwszy dzień postu był zawsze bardzo surowym. Tego dnia broń Boże nie wolno było spożywać żadnych posiłków z nabiału i mleka, nie mówiąc już o posiłkach z przetworów mięsnych. Surowości postowych przestrzegano cały  post, aż do Wielkiej Niedzieli. W każdą środę, piątek, i sobotę, przez cały post, nie jadano nigdy mleka, masła, serów, śmietany, maślanki, ani nawet serwatki.

W pozostałe dni tygodnia z wyjątkiem niedzieli, nie spożywano posiłków mięsnych. Taka obowiązywała w tamtych latach surowa dieta postna.

 

Niedziela Palmowa

Bardzo duże znaczenie w tamtych latach posiadała Palmowa Niedziela. Tego dnia, na sumę podążali ludzie z naszej wsi i z tych dalszych odległych od przegińskiego kościoła. Kobiety niosły duże palmy zakupione w ostatnim tygodniu na olkuskim rynku. Ojcowie palmy dla siebie przygotowywali sami, w których znajdowała się żywo rozwinięta bagnęć z zielonym jałowcem. W tym ostatnim znajdowały się lecznicze jagody. Podobnie na sumę wychodzili z każdego domu synowie i córki. Każde z domowników, czyli z dorosłych i młodszych dzieci, niosło długie, sztywne gałązki rozwiniętej bagnęci. Całe nawsie, a dalej królewski gościniec, pełne były idącego tego dnia do kościoła wiernego ludu. Szli tędy nie tylko nasi, ale również ludzie Osieka, Zimnodołu, Olewina, Sieniczna, Wiśliczki i Kosmolowa. To było wspaniałe.

Rychło skręciło z południa piękne wiosenne słońce, wierni powracali do domów i rodzin. Wszyscy nieśli poświęcone palmy. Babcia lub mama pierwsza wstawiała palmę do okna, natomiast tata lub dziadek, zbierając wszystkie gałązki od domowników, wsuwał razem ze swoją palmą za drewniany stragaż powały. Tam przebywały do wieczora Wielkiego Czwartku.

 

Wielki Tydzień

W Wielki Czwartek dużo wiernych uczestniczyło popołudniu w uroczystościach kościelnych. Wieczorem natomiast gospodarz domu wyciągał za stragaża poświęcone w ostatnią niedziele palmy i razem ze swoimi synami czy nawet córkami robił krzyże w takiej ilości, aby wystarczyło ich na wszystkie stajania domowego pola. Z wykonanymi wczorajszego wieczora krzyżami, wczesnym rankiem w Wielki Piątek, wszyscy mężczyźni wychodzili w pole zabierając z sobą żałosne trykotki, klekotki i inne werble. Kiedy wstawiali ostatni krzyżyk na najdalszym od domu stajaniu, na wschodzie nie mogło się jeszcze pojawić słonko. Teraz wracali już ze swoich pól razem ze swoimi sąsiadami i ich synami. Po obu stronach szerokich pól, słychać było żałosne werble. Ten żałosny poranek Wielkiego Postu był naprawdę piękny. Po południu od strony Zimnodołu ciągnęli ludzie na czele z ich strażakami, którzy stowarzyszenie to założyli w 1926 r. Strażacy tej wsi zawsze pierwsi w każdy Wielki Piątek zaciągali warty honorowe przy Grobie Pana Jezusa. Wieczorem lub późną nocą, do zimnodolskich strażaków ochotników, dołączali ochotnicy przegińscy. Obie jednostki wymienionych stowarzyszeń utrzymywały swoje warty honorowe przy Grobie Pana Jezusa do Jutrzni, nazywanej też Rezurekcją Wielkanocnej Niedzieli.
W Wielką Sobotę od wczesnych godzin rannych kończono robienie wielkanocnych porządków. Porządków nie tylko w domach, ale również w obejściach, podwórzach i szerokich ulicach. Mamy nasze dekorowały koszyczki swoim dzieciakom, wkładały do nich wielkanocne przysmaki i wysyłały je szerokim nawsiem do centrum wsi, gdzie na krzyżówce pod wielkimi wierzbami, jesionami, topolami i lipami, placu należącego do Glanowskich, zwanego Kaczmarówką, gromadzili się ludzie z młodzieżą i młodocianą dziatwą do mających się odbyć święceń świątecznych pokarmów.
Każdego roku w Wielką Sobotę wyjeżdżała parokonna furmanka z dobranymi kasztanami, karymi lub siwkami po proboszcza do przegińskiego kościoła. Furmanka ta zawsze wyjeżdżała ze wsi Zimnodół i do siebie przywoziła kapłana. Po poświęceniu pokarmów w tej wsi czekała już inna furmanka z Osieka, dokąd z kolei wiozła księdza proboszcza. W Osieku z kolei czekała furmanka z Sieniczna. Kolejno przez Olewin, Wiśliczkę, Kosmolów, Zadole i Pasiekę za lasem, ksiądz przyjeżdżał do naszej wsi zawsze na ostatku. Czekające dzieci na poświęcenie pokarmów miały wiele czasu. Latały więc po placu, nawsiu, i gościńcu i często jak to młodzi, nieprzerwanie broiły. Zdarzało się, że często wysypywały swoje pokarmy, zanim doleciała do nich święcona woda. Były wówczas obsypane piachem, ziemią i wymagały czyszczenia.
Kiedy pojawił się już na placu kapłan, ludzie robili wielkie koło i czekali na święcenie. Na środku tego koła był ustawiony stół, nakryty białym obrusem z talerzem święconej wody i kropidłem, z przygotowanym zawsze przez Pawła Stacha, nazywanego „Kumoszką". Za kapłanem dokonującym święcenia pokarmów szedł Paweł Stach, z wielkim obieracem, do którego każdy wkładał proboszczowi śmigus, w postaci jednego czy kilku jajek. Zebrane jajka Paweł ładował na naszą furmankę, która w łącznej, sporej ze wszystkimi miejscowościami jajkami, wiozła je na przegińską plebanię. Święta Wielkanocne, to znaczące wydarzenie w parafii, wsi i każdej wiejskiej rodzinie.

 

Wielkanoc

Wczesnym rankiem w Wielką Niedzielę, ciągnęli nieprzerwanie ludzie do przegińskiego kościoła. Od Zimnodoła pierwsi szli członkowie tamtejszej ogniowej straży pożarnej. Za nimi pieszo i furmankami jechali osiecanie i zimnodolanie. Od Olkusza ciągnął lud wierny północno-zachodnich miejscowości jak: Sieniczno, Ole-win i Wiśliczka. Zza lasu od Pasieki, z głębokiej skotnicy, nazywanej też drogą kościelną, wychodzili pieszo i wyjeżdżali furmankami ludzie z Kosmolowa. Wszyscy ubrani byli możliwie jak najlepiej, jak na tamte dawne warunki. Dorosłe panny i małe dziewczynki szły w pięknych krakowskich strojach, do obrazów, sztandarów i rzucania kwiatków. Z Kosmolowa docierała tamtejsza, powołana przed kilku laty Amatorska Orkiestra Dęta, która przy kościele łączyła się z podobną orkiestrą z Przegini. Do strażaków z Zimnodołu dołączali ochotnicy z tej pięknej organizacji z sąsiedniej Przegini. Pozostałe wsie naszej parafii, stowarzyszeń takich jeszcze nie miały.
Kiedy z kościoła od Grobu Pana Jezusa wyruszała procesja, w której uczestniczyli mężczyźni ze sztandarami, kawalerowie z chorągwiami i panny z obrazami i osóbkami, strażacy ochotnicy zabezpieczali porządek na przedzie, a stojąca, połączona przed kościołem orkiestra włączała się w granie przepięknej pieśni Wielkiej Nocy Chrystus zmartwychwstań jest, — Nam na przykład dań jest — Iż mamy zmartwychpowstać, — Z panem Bogiem królować. — Alleluja.... To wspaniałe coroczne przeżycie. Pierwszego dnia po porannej rezurekcji, była jeszcze w naszym kościele odprawiana msza św. o godz. 8 i suma o godz. 11,30. Cały dzień Wielkiej Niedzieli był wielkim naprawdę świętem. Tego dnia poza obejściem zwierząt gospodarskich, nie wykonywano żadnych innych czynności. Nikt tego dnia nie brał ślubów, nie urządzał wesel, nie chrzcił swoich dzieci. W godzinach popołudniowych tego dnia, a także wieczorem w poszczególnych rodzinach śpiewano pieśni wielkanocne, których echa rozchodziły się nie tylko po chłopskich podwórzach, ale również po nawsiu i szerokim gościńcu. Tego później już nigdy nie będzie.
 

 

 

 

Jan Roś. „Moja rodzinna wieś Zederman” - maszynopis.